9 Udostępnień

Zakup używanego samochodu wiąże się również z papierkową robotą, choć na szczęście nie jest jej dużo. Jeśli jesteś już zdecydowany na zakup konkretnego egzemplarza nadchodzi ten długo wyczekiwany moment, gdy sprzedawca oznajmia: “dobra, piszemy umowę”. I tu niestety też trzeba zachować czujność. W kwestii dokumentów handlarze też potrafią się wykazać nie lada kreatywnością. Poniżej przedstawiamy zbiór najczęstszych tricków.

Ups! Dowód się zgubił

Historia samochodu może być dość zagmatwana – i sprzedawca może chcieć to ukryć. Na przykład wyrabiając wtórnik dowodu rejestracyjnego, w którym “przypadkiem” nie znajdzie się informacja o zastawie samochodu. Samo wydanie wtórnika nie musi niepokoić (zagubienie bądź zniszczenie dowodu może się po prostu przytrafić – takie życie), jednak dla świętego spokoju warto także zajrzeć do Centralnej Informacji o Zastawach Rejestrowych. Na szczęście możemy sprawdzić status interesującego nas samochodu elektronicznie. 

“Wspówłaściciel nie ma nic przeciwko”

Zdarza się, że samochód ma więcej niż jednego właściciela. Koniecznie pod umową sprzedaży powinny podpisać się wszyscy współwłaściciele – chyba że udzielą oni odpowiednich pełnomocnictw. Nie daj się przekonać, jeśli sprzedawca będzie zapewniał o tym, że “nikt nie ma nic przeciwko”. W przypadku sprzedaży samochodu wziętego na kredyt może się także okazać, że jedną ze stron jest bank. Wtedy warto upewnić się, że samochód nie jest przedmiotem zastawu (lub takowy zastaw został zdjęty) – czyli skorzystać z powyższego linku. 

Ups! Karta pojazdu się zgubiła

Karta pojazdu zawiera informacje o wszystkich rejestracjach, a więc również o wcześniejszych właścicielach. I te dane handlarze od czasu do czasu starają się ukryć. Na przykład fakt, że samochód wcześniej należał do wypożyczalni lub był autem leasingowym. Nawet w przypadku zagubionej karty, o ile znamy VIN, numer rejestracyjny i datę pierwszej rejestracji w kraju, możemy sprawdzić w serwisie historiapojazdu.gov.pl ile razy auto zmieniało w przeszłości właściciela oraz czy była nim firma czy osoba prywatna.

“Na umowie damy niższą kwotę”

Z pozoru mamy tu korzyść – niższa kwota na umowie to ewentualnie niższy podatek PCC przy zakupie. Jednak takie kombinowanie przy wartości samochodu może się obrócić przeciwko kupującemu. Po pierwsze – urząd skarbowy może sam dokonać wyceny, bazując na średnich cenach rynkowych dla danego modelu i nakazać dopłatę podatku. Pamiętaj jeszcze o jednym – sprzedawca proponujący wpisanie niższej kwoty zakupu tak naprawdę chce się zabezpieczyć samemu, a nie wyświadczyć Ci przysługę. Jeśli będziesz próbował sądowo dochodzić jakichkolwiek roszczeń, nie usyskasz nic więcej ponad to, co jest wpisane w umowie/wykazane na fakturze.

Czym jest PCC i kiedy musisz zapłacić ten podatek? Tutaj znajdziesz wszystkie podstawowe informacje

“Właściciel nie może przyjechać ale się już o tutaj podpisał. I płakał jak sprzedawał”

Czyli klasyczny trick “na Niemca”. W skrócie polega on na tym, że dostajemy do podpisania umowę z widniejącym już podpisem poprzedniego właściciela (jeśli samochód jest sprowadzony, zwykle jest nim obcokrajowiec). Osoba kupująca samochód od handlarza, który nie jest stroną w umowie, ponosi ogromne ryzyko.

Po pierwsze: w razie jakichkolwiek problemów i próby dochodzenia praw z tytułu rękojmi rzeczywisty sprzedawca umywa ręce – przecież to nie jego personalia widnieją na umowie. Po drugie: jeśli osoba widniejąca na umowie nie istnieje (a takie historie też się mogą zdarzyć), możemy mieć problem z uzyskaniem odszkodowania od ubezpieczyciela. Po trzecie: po sprowadzeniu samochodu do Polski należy uiścić podatek akcyzowy. I zrobić to w ciągu 30 dni. Tymczasem kupując samochód na umowę podpisaną in-blanco tak naprawdę nie wiemy, kiedy znalazło się ono w Polsce, i czy ten termin po prostu nie minął. Kwestia jest o tyle istotna, że brak terminowego uiszczenia akcyzy może skutkować karą wynoszącą nawet 30 tys. zł. Nie wspominając już o odpowiedzialności karnoskarbowej za próbę uniknięcia obowiązku uiszczenia podatku PCC – bo tak organy podatkowe mogą zinterpretować cały manewr. I problemów wynikających z posługiwania się sfałszowaną umową (o ile dane sprzedającego są fikcyjne). 

Jak widać można sobie w ten sposób ściągnąć na głowę dużo utrapień. Dlatego dobrą i prostą zasadą jest odmowa podpisania umowy jeśli faktyczny sprzedawca w niej nie figuruje. 

A jaka jest metoda najprostsza? Polegać na solidnym sprzedawcy używanych samochodów, takim jak Spotawheel. Niczego nie ukrywamy prze naszymi Klientami. Dotyczy to zarówno stanu technicznego naszych samochodów jak i kwestii formalnoprawnych. 

9 Udostępnień